Zapomiany zawód - Latarnik uliczny

W dzisiejszym zabieganiu i natłoku spraw życia codziennego, nawet przez chwilę nie pomyślimy o czasach, kiedy nie było jeszcze elektryczności. Aplikacje czy oprogramowania komputerowe wyręczają nas praktycznie ze wszystkiego, co tylko możliwe. A jak to było kiedyś, tak bez prądu, gdy szło się ciemną uliczką, prawie niczego nie widząc. Kto był bogatszy, miał sługę, który szedł z lampą przed swym Panem, oświetlając mu drogę. Ten biedniejszy, musiał drogę pokonać po ciemku, niczym ślepiec, narażając się na liczne potknięcia. Do dziś mówimy, że zło czyha w mrokach nocy, bo pieszy, który szedł nocą, narażony był jeszcze na spotkanie się z rabusiami, który czyhali w ciemnych zaułkach dróg. Często zdarzało się, iż nieszczęśnik nie tylko był obrabowany, ale również mocno poturbowany. Tak więc, te ciemne, wprost mroczne uliczki miast, zaczęły lekko oświetlać lampy naftowe. Jesienią, 25 października 1766 roku na ulicach Gdańska zabłysły o zmroku pierwsze naftowe lampy uliczne, których w przeciągu dwóch lat zainstalowano 800 sztuk. Wisiały na wysokich słupach, aby dawały jak najwięcej światła. Używano ich tylko sezonowo, przez jesienne i zimowe wieczory. Do ciekawostek należy fakt, iż zapalano je, gdy tylko zapadał zmrok, a gaszono jeszcze przed północą, o ile wcześniej same nie zgasły z powodu wypalenia się oleju.

W Polsce, pierwsza lampa gazowa miała swoją inaugurację w Krakowie w 1830 roku. Następnie w 1843 roku we Wrocławiu w restauracji „Złota Gęś”. Dopiero w 1856 roku w Warszawie i w Krakowie zainstalowano pierwsze, uliczne oświetlenie gazowe

Cofnijmy się zatem do XIX wieku. Uliczne lampy również były stylowe, a ozdabiano je złoceniami, które dodawały miastu elegancji oraz szyku. Budowały klimat i zapewniały bezpieczeństwo. Ktoś je musiał zapalić, potem gasić, powstał więc zawód z tym związany. Jegomość, który był latarnikiem ulicznym pełnił naprawdę bardzo odpowiedzialną funkcję. Prócz zapalania wszystkich ulicznych lamp, czasami wchodząc po drabinie, a czasami poprzez przekręcenie kurka długim drążkiem, musiał te lampy o świcie gasić. Cóż, prócz tego bardzo często pełnił jeszcze dodatkową rolę tzw. strażnika miejskiego, pilnując ciszy nocnej, niekiedy budził mieszkańców do pracy czy codziennych obowiązków. Latarnik, każdego dnia miał obowiązek zapalić i zgasić lampy za które odpowiadał, chodząc ciągle tą samą trasą,. „Dorobił” się nawet swojego służbowego uniformu, którym był czarny, długi płaszcz oraz melonik na głowie. I choć dziś, może nam to się wydać śmieszne, naprawdę w tamtych czasach, bycie Latarnikiem oznaczało prestiż.

Lampy gazowe zostały wyparte elektrycznymi, w Warszawie ostatnie „gazowniki” zniknęły z ulic w 1960 roku, czyli tak naprawdę, niedawno. Dziś możemy je spotkać jeszcze we Wrocławiu, na Ostrowie Tumskiej, bo jako jedno z nielicznych miast przyciąga nimi spragnionych historii turystów. I choć dzisiejszy wrocławski latarnik, lekko różni się od swojego pierwotnego wyglądu to naprawdę, wzbudza swoją osobą, nie lada zainteresowanie.

Katarzyna Michalak

Daniel Dalecki