Jeszcze przed wybuchem Powstania Warszawskiego, wielkim problemem Armii Krajowej były ogromne braki uzbrojenia żołnierzy. Wedle danych na dzień 1 sierpnia 1944 roku, tylko co dziesiąty Powstaniec posiadał jakikolwiek karabin, pistolet, broń przeciwpancerną, granatniki czy moździerze. Braki były również w pojazdach pancernych, posiadali tylko półpancerny Chevrolet 157, a przecież  naprzeciwko nim stanęło w pełni uzbrojone wojsko z czołgami i lotnictwem. Niedostatecznie uzbrojeni powstańcy, potrafili wykorzystać każdą zdobyta broń. W trakcie trwania walk udało się również zdobyć kilka pojazdów pancernych, w tym nawet dwa czołgi niemieckie Panzerkampfwagen V Panther Ausf. G, działo pancerne Jagdpanzer 38 Hetzer, samochód radziecki FAI, BAI czy dwa transportery Sd.Kfz.251. Nie zmienia to faktu, że najbardziej byli dumni z własnoręcznie skonstruowanego samochodu pancernego „Kubusia”, który był jedynym samochodem w pełni wykonanym przez Powstańców.

Wspomniany Chevrolet 157 został zdobyty 24 lipca, i pełnił funkcję pancernego wozu pocztowego. Po zdobyciu przez Powstańców, na jego bokach jaki i na przedzie samochodu, namalowano wielki napis AK. Pojazd ten uległ zniszczeniu w drugiej połowie sierpnia, gdzie podczas nalotu siła wybuchu uniosła go do góry i ustawił pionowo. Natomiast część blach z niego została użyta do budowy „Kubusia”.

Podczas zdobywania pojazdów trzeba było zaplanować tak jego odbicie, aby nie dopuścić do zniszczenia oraz zminimalizować ryzyko jego uszkodzenia. Już pierwszego dnia udało się przejąć radziecki samochód pancerny FAI, co natchnęło wszystkich ogromnym optymizmem. Batalion „Ruczaj”, atakując obiekt w Alei Szucha i Alei Ujazdowskich, zdobył auto, które już następnego dnia odbył triumfalny przejazd ulicami, ozdobiony polską flagą. Samochód ten najprawdopodobniej nie brał udziału w żadnej akcji a jego los nie jest nam znany, tak samo jak wspomniany BAI, gdzie był widoczny tylko na niektórych fotografiach.

Pierwszym niemieckim transporterem, zdobytym przez Powstańców, był SD.Kfz.25 półgąsienicowy wóz, wyposażony w dwa karabiny maszynowe. Auto z przodu posiadało koła, a z tyłu gąsienice, mieścił dodatkowo 10 osób i osiągało prędkość 50 km/h. Jego przejęcie nastąpiło 7 sierpnia na Placu Zamkowym, przy barykadzie oddzielającej ul. Świętojańską od Placu Zamkowego przez Batalion „Bończa”. Obrzuciwszy butelkami zapalającymi pojazd, trafili również w kierowcę, który usiłując stłumić pożar, stracił panowanie nad pojazdem wjeżdżając na wysoki krawężnik. Ogień nie wyrządził większych strat i już po chwili Powstańcom udało się uruchomić auto wprowadzając go na ulicę Starówki po wcześniejszym zdemontowaniu kawałka barykady. Podczas akcji zabito dwóch Niemców, pozostałej załodze udało się uciec, ale najważniejsza była zdobyta broń, która znajdowała się w aucie. Prócz karabinów zwykłych i  maszynowych, amunicji czy granatów, znajdowała się również duża ilość broni przeciwpancernej, miny a także materiały wybuchowe. Co w dużym stopniu wzbogaciło ubogie zasoby amunicji powstańców. Na wozie namalowano dużego, orła w koronie, biało – czerwoną flagę oraz po lewej stronie koło z szachownicą, stanowiącą przedwojenny znak polskiej broni pancernej. Tu koniecznie trzeba nadmienić, iż bardzo trudno podać dziś z jakich barw się  dokładnie składała, według literatury przedmiotów przyjmuje się dwie wersje: biało – czerwone oraz pomarańczowo – czarne.  Z tyłu transportera, umieszczono duży napis „Starówka” wraz z liczbą „101”, na dole napis „Barykada 5” i biało – czerwona szachownica. Na tylnej stronie lewej ściany namalowano również liczbę „101” oraz znak polskiej broni pancernej. Początkowo wóz  stał w bramie jednej z kamienic, aby mógł być podziwiany przez ludność cywilną. Nie wiadomo nic również o akcjach bojowych przy udziale tego pojazdu. Na pewno służył do przewozu Powstańców oraz zaopatrzenia. Mógł również uczestniczyć w wymianie ognia z wrogiem, a potwierdzają to zrobione przez Niemców zdjęcia po zdobyciu Starego Miasta. Na pojeździe są widoczne uszkodzenia, lecz możemy domyślać się też, iż zniszczeń dokonano celowo, aby Niemcy zajmujący dzielnicę, nie wykorzystali go do ponownego użytku. Jest jednak faktem, iż po kilku dniach od zdobycia pojazdu, wbudowano go w barykadę na ul. Świętojańskiej. Do dziś nie wiadomo dokładnie gdzie Niemcy po zajęciu Starówki, go przewieźli. Według różnych źródeł, snute są opowieści, że trafił na plac Adolfa Hitlera (obecnie plac Marszałka Piłsudskiego), bądź na ulicę Wierzbową przed pałac Bruhla. Co się z nim potem działo, również nie wiadomo.

W drugim tygodniu sierpnia Zgrupowanie „Krybat” weszło w posiadania transportera Sd.Kfz.251, który należy tu podkreślić, był pojazdem zdobytym dzięki pomyłce niemieckiego kierowcy. Pomylił on wjazdy i zamiast w bramę Uniwersytetu Warszawskiego, wjechał w uliczkę, prosto na Powstańców. Powstańcy szybko obrzucili go granatami, butelkami z benzyną oraz ogniem z broni maszynowej, zabijając jednego esesmana, pozostali ratowali się ucieczką. W transporterze znajdowały się trzy karabiny maszynowe oraz amunicja. Nadano mu nazwę „Jaś”, na cześć dowódcy kompani, która przeprowadziła operację zdobycia pojazdu. Przejazd triumfalny odbył się ulicami Powiśla, a w rękach Powstańców powiewała biało – czerwona chorągiew. Radość ludności cywilnej i żołnierzy była tak ogromna, iż kierowca wjechał w atrapy pozorujące miny zamontowane przez bojowników w celach propagandowych.  Następnie 23 sierpnia przemianowano go na :Szarego Wilka”, na cześć poległego  dowódcy „Jasia” Adama Dewicza  pseudonim „Szary Wilk”, głównodowodzącego pierwszym atakiem na Uniwersytet Warszawski. Po poniesionej klęsce, wprowadzono kilka udoskonaleń przystosowawszy w ten sposób pojazd, do walki w mieście. Zamontowano dodatkowe opancerzenie a także osłony na przednie koła, mające na celu jego umocnienie. Tak usprawnionym wozem Powstańcy dokonali drugiej a trzeciej ogólnie próby, zajęcia Uniwersytetu, co również zakończyło się fiaskiem. Tu należy dodać jeszcze, iż w tych dwóch próbach brał też udział „Kubuś”. W dniu 6 września wraz z opuszczaniem dzielnicy, pozostawiono „Szarego Wilka”, po wojnie nie udał się już jego odnaleźć.

Samochód pancerny „Kubuś”, choć pełnił rolę transportera opancerzonego, został skonstruowany przez powstańców w zaledwie 13 dni!!! kapitan Stanisław Skibniewski „Cubryna” oraz komendant elektrowni i dowódca grupy bojowej kapitan Cyprian Odorkiewicz „Krybar”, polecili Waldemarowi Bieleckiemu „Inżynierowi Janowi”, wykonanie lekkiego pojazdu pancernego na podwoziu Chevroleta 157. Auto to budowano z myślą odbicia Uniwersytetu, gdzie miało osłaniać Powstańców. Prace zaczęto 10 sierpnia, wymiana agregatu drzewnego na agregat paliwa płynnego oraz montaż blach przeprowadzno bezproblemowo. Późnym popołudniem 23 sierpnia, wóz był gotowy, i został uwzględniony w ataku na Uniwersytet Warszawski, gdzie mieścił się niemiecki bastion. Nazwa „Kubuś” była na cześć lekarki i żony „Globusa”, która nosiła pseudonim „Kubuś” i zginęła na Powiślu zastrzelona przez Niemców podczas ucieczki z płonącego budynku. Auto wyposażono w radziecki rkm DP, miotacz ognia oraz broń osobistą żołnierzy. Po nieudanych szturmach na Uniwersytet, Franciszek Kowalewski ”Franc”, dostał rozkaz zniszczenia pojazdu. Nie uczynił jednak tego i wymontowując aparat zapłonowy, pozostawił „Kubusia” w warsztacie, który ostatecznie został zburzony przez Niemców. Po wojnie „Kubusia” odnalazła piastowska Straż Pożarna, podczas odgruzowywania Warszawy. Pojazd ten trafił do Muzeum Wojska Polskiego, gdzie w latach 60 XX wieku, był poddany renowacji. W roku 2004 przeszedł kolejny kapitalny remont, wtedy też wykonano jego replikę dla Muzeum Powstania Warszawskiego.

Żołnierze z batalionu „Zośka” zdobyli również dwa czołgi niemieckie typu „Panther”, które brały udział w akcjach bojowych i były największą zdobyczą Powstańców. Pojawienie się ich, wzbudziło ogromne poruszenie wśród Powstańców. Atak granatnikami i butelkami z benzyną okazał się nieskuteczny a dwie „Panthery” bez problemów dotarły do skrzyżowania ul. Okopowej i Glinianej. Nagle jeden z nich uległ awarii, a załogo była zmuszona do opuszczenia czołgu. Powstańcy użyli granatnika PIAT, trafiając w tył  wieży jednego z czołgów, przez co kierujący stracił panowanie nad pojazdem i wbił się w przybudówkę jednego z domów. Powstańcy szybki opanowali sytuację i zajmując dwa czołgi w kolejnych dniach wykorzystywali je do działań bojowych. W zamian za ocalenie życia, niemieccy czołgiści przeszkolili powstańczą załogę. Tego samego dnia utworzono pluton pancerny „Wacek” wchodzący w skład „Zośki”. Pierwszy czołg nazwano „Pudel”, na cześć poległego Tadeusza Tyszyńskiego o takim pseudonimie. Jednak załoga wolała nazwę „Magda”, z przodu czołgu namalowano dużą, biało – czerwoną szachownicę oraz powstańczą kotwicę. Na prawym boku widniał napis „Pudel”. Pomimo prób uruchomienia drugiego czołgu, które nie przyniosły zakładanego efektu z powodu uszkodzonej instalacji elektrycznej, oznaczono go napisem „WP”. Za to „Magda” jeszcze tego samego dnia oddała strzały w kierunku wieży Kościoła św. Augusta, skąd Niemcy ostrzeliwali ulice Okopową i Dzielną. Potem miała też stanowić wsparcie ataku na niemieckie pozycje przy ul. Żelaznej, gdzie toczyły się ciężkie walki,  ostatecznie zakończone niepowodzeniem. Czołg bezpiecznie wycofano na ul. Okopową i dokonano niezbędnych napraw. „Magda” również wspierała atak na obóz „Gęsiówkę”, który ostatecznie zdobyli  uwalniając 348 Żydów. „Magdę” zwrócono w kierunku ul. Powązkowskiej, tam też po ciężkich walkach podpalono maszynę z załoga wycofała się w kierunku Starego Miasta.

Po wielu próbach, wreszcie udało się wreszcie uruchomić czołg „WP, zaspawano też w nim  dziurę w tyle wieży.  Ciągle prowadzony ostrzał artyleryjski doprowadzał do wyczerpania akumulatorów. W „Magdzie” zamieniono na akumulatory samochodowe i cały czas stanowiła ogromne wsparcie dla Powstańców. Z powodu wyczerpania akumulatorów, ustawiono ją jeszcze aby działo było skierowane w kierunku jednej z ulic. Czołg „WP” wspomagał powstańców podczas ataku przy ul. Karolkowej, niestety, został trzykrotnie trafiony przez wroga. Nastąpiło zapalenie się prochu wewnątrz czołgu, a ranną załogę oraz czołg wyprowadził z opresji kierowca. „WP” stał przy ul. Mireckiego, lecz z uwagi na wyczerpane akumulatory oraz kończącą się amunicje, podjęto decyzję o podpaleniu czołgu. Pluton Pancerny był ostatnim, który opuścił Wolę.

W czasie Powstania Warszawskiego jednym z najsilniej uzbrojonym wozem bojowym, które udało się zdobyć Powstańcom, było działo samobieżne „Chwat”. Rankiem 2 sierpnia, w trakcie walk o gmach Poczty Polskiej, wjechały dwa działa samobieżne. Jedno zostało spalone przy czym z czteroosobowej załogi, trzech zginęło. W walkach brał udział Batalion „Kiliński”, po zdobyciu poczty dowódca Batalionu wydał rozkaz umocnienia barykad na wlotach ulic północno – wschodniej części Warszawy. Spalony „Hetzer” wraz z płytami chodnikowymi i pojemnikami na śmieci został „wbudowany” do barykady przy ul. Szpitalnej. Ale już 5 sierpnia został wyciągnięty i odholowany przez jeden ze zdobytych samochodów do bramy Poczty Polskiej. Pomimo dużych zniszczeń, które określono na ok 70%, postanowiono podjąć próbę naprawy. Pojazd uruchomiono wykorzystując narzędzia min. z zakładów naprawy samochodów  Poczty Polskiej. Nadano mu nazwę „Chwat”, ale niestety stało niewykorzystywane do walk z powodu trudu z rozbieraniem barykad. Był jednak celem ostrzału i bombardowań ze strony wroga i tak 4 września został zasypany przez zburzoną część budynku. Nie podjęto próby wydobycia jak również naprawy pojazdu. Podczas odgruzowywania Warszawy, wydobyto „Chwata”, praktycznie w ogóle nie zniszczonego, który przejechał na swoich gąsienicach  do Muzeum Wojska Polskiego. Niestety,  w latach 50 XX wieku, nie licząc się ze zdaniem muzealników wywieziono ten cenny eksponat na złom.

Reasumując, wozy pancerne zdobyte przez powstańców w czasie walk, niestety, nie odegrały wielkiej roli jako wozy bojowe w walkach. Stanowiły jednak ogromną wartość propagandową, wzbudzającą ogromny entuzjazm oraz wiarę w powodzenie zdobycia Stolicy.

Katarzyna Michalak